Okładka %

Boże Narodzenie

Justyna Piwecka Wydawnictwo: Wydawnictwo AF Dział: Boże Narodzenie Format: 115x165 Stron: 40 Oprawa: miękka ISBN: 9788393622689 INDEKS: ABF0018B37682
9,90 zł 1,00 zł Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 1,00 zł
Darmowa dostawa od 150 zł Paczkomaty 10 zł Poczta Polska 15 zł Za pobraniem 15 zł

Opis

„Pada śnieg, pada śnieg, dzwonią dzwonki sań …”.

Chyba powariowali w tym radiu! Ile można tego słuchać? Od miesiąca w kółko to samo, a do Świąt przecież jeszcze dwa tygodnie. Jakby niewystarczający był widok czekoladowych mikołajków, wystawionych po raz pierwszy ze zniczami i wiązankami, jako zapowiedź – nie smućcie się już niedługo Święta. Święta, święta, święta – nienawidzę Świąt!!! Dlaczego? Choćby dlatego, że mówienie o nich zajmuje tyle czasu, że jak przychodzi co do czego, to ma się ich serdecznie dosyć. Gdyby nie Andzia, odpuściłbym sobie te wszystkie wymuszone uśmiechy i zgrywanie przykładnego chrześcijanina. Ale nie zrobię tego własnej córce! Nie powiem jej przecież, że Mikołaj nie przyszedł, bo tatuś miał dosyć komercyjnej promocji gwiazdkowego szajsu. Wpasuję się w tradycyjny schemat, przecierpię te kilka godzin i na rok będzie z głowy.

22 grudnia, w biurze

- Mówiłem panu! Nic mnie to nie obchodzi, że idą święta, może i kicać zajączek wielkanocny, a ta faktura i tak ma być zapłacona do jutra, bo inaczej nici z zamówienia i będziecie musieli obejść się smakiem. Chyba jasno i wyraźnie to przedstawiłem. A teraz żegnam.

- Stary nie trzaskaj tak, bo słuchawka się rozleci.

- Najwyżej doliczę im to do rachunku.

- Jak Boga kocham, nigdy jeszcze nie spotkałem takiego… jak ty brachu. Cieszę się, że gramy w jednym zespole, bo inaczej zaczęłyby mnie przechodzić ciarki na twój widok.

- Z klientami tak trzeba. Twardo i konkretnie, inaczej cię zjedzą. A to my mamy pożerać ich i wyciągać od nich kasę. Co nie?

- Święta prawda. My tu rządzimy! No dobra, spadam, bo żona chciała, żebym zrobił jeszcze jakieś świąteczne zakupy. Mówię ci, dała mi listę dłuższą niż papier toaletowy. Jedzenia będzie jak dla pułku wojska. A ty jak spędzasz Wigilię?

- Staruszek został zupełnie sam, więc pojadę do niego. W „pierwsze” podrzucę Andzi prezent, a potem tylko ja i mój nowiutki 50 calowy LED, będziemy rozkoszować się swoją obecnością, w ciszy i spokoju.

- No stary, czasami to ci naprawdę zazdroszczę, nie masz tych wszystkich problemów, żona nie wchodzi tobie na głowę z byle pierdołą, dzieciaki nie wrzeszczą, nie wiercą ci dziury w brzuchu. Żyć nie umierać!

- Cóż, szczęściarz ze mnie, co tu dużo mówić.

Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to faktycznie jestem szczęściarzem. Czy może być coś lepszego, niż bycie kowalem swojego losu i to bez żadnych zobowiązań? Zrobiłem już to, co do mnie należało, ożeniłem się, stworzyłem nowe życie, a teraz cieszę się zasłużonym odpoczynkiem. Nie będę przecież obwiniał się za to, że nie umieliśmy się z Martą dogadać. Rozwód to było jedyne, słuszne wyjście. Inaczej byśmy się pozabijali. Zresztą, rozwód to dzisiaj normalka. Dziwakami są raczej ci, którzy dziesięć lat po ślubie potrafią jeszcze ze sobą rozmawiać. Człowiek nie powinien się do niczego zmuszać i ciągnąć czegoś wbrew sobie. Ojciec na przykład, porzucił wszystko co w życiu kochał, tylko dlatego, że żona wiecznie robiła mu wyrzuty. Z dwojga złego, wolał już zrezygnować ze swoich pasji, byle tylko mieć święty spokój. Kochałem mamę, ale uważam, że dla dobra ich obojga lepiej byłoby, jakby w pewnym momencie po prostu każde z nich poszło swoją drogą. Ale nie zrobili tego i od śmierci matki ojciec ponosi konsekwencje. Siedzi sam w domu i wegetuje. Nigdy nie zamierzam skończyć tak jak on!!!

(fragment publikacji)