Księga świadków
Martyrologium ekumeniczne Wydawnictwo: Edycja Świętego Pawła Dział: Historia Kościoła Format: 165x235 Stron: 568 Oprawa: twarda ISBN: 837168620X INDEKS: PAW0405B7915Opis
Jan Paweł II w „Tertio millennio adveniente” napisał: U kresu drugiego tysiąclecia Kościół znowu stał się Kościołem męczenników… Świadectwo dawane Chrystusowi aż do przelania krwi, stało się wspólnym dziedzictwem zarówno katolików, jak i prawosławnych, anglikanów i protestantów… To świadectwo nie może zostać zapomniane (TMA 37).
„Księga świadków” to pierwsze w dziejach współczesnego chrześcijaństwa martyrologium ekumeniczne, przygotowane razem z chrześcijanami niemal wszystkich Kościołów chrześcijańskich. Jest to nawiązanie do chlubnej tradycji pierwszych wieków po Chrystusie, kiedy to chrześcijanie gromadzili imiona lokalnych męczenników, świadków wiary w Jezusa umarłego i zmartwychwstałego.
Dzieło zredagowała wspólnota monastyczna, powstała w dniu zamknięcia Soboru Watykańskiego II, czyli 8 grudnia 1965 roku. Od samego początku składała się ona z braci zarówno katolickich, jak i protestanckich, i była otwarta na dialog z prawosławnymi. Obecna „Księga” to zwieńczenie wieloletniego doświadczenia wiary wspólnoty, która z czasem zaczęła wspominać w swojej liturgii świadków różnych Kościołów i już w początkach lat siedemdziesiątych zaczęła redagować martyrologium ekumeniczne.
Mamy nadzieję, że „Księga świadków” doda sił i zapału tym wszystkim, którzy pragną z całego serca pełnić wolę swojego Pana: Aby wszyscy byli jedno (J 17,21).
Geneza „Księgi świadków”
Zdefiniowanie „męczennika” chrześcijańskiego
Podstawowym problemem teologicznym, z jakim musieliśmy się zmierzyć, była kwestia kryteriów wyboru świadków, których mielibyśmy wspominać dzień po dniu. W pierwszej kolejności narzucało się nam następujące pytanie: Kto to jest martys, „świadek” chrześcijański?
Już od pierwszych wieków podejmowano godne pochwały próby rozszerzenia klasycznego pojęcia męczeństwa, początkowo ograniczonego wyłącznie do tych, którzy przelali krew w wyniku prześladowania in odium fidei. Dziś oczywiście tylko nieliczni odmówiliby tytułu męczennika komuś, kto z powodu własnej wiary do samej swej śmierci bronił ubogich i prześladowanych przez możnych tego świata.
Znaczący jest jednak inny fakt: otóż, martyrologia całego świata szybko zaczęły zaliczać do grona świadków „aż do końca” także wyznawców, biskupów, mnichów, a później również inne kategorie chrześcijan. Liczy się bowiem to, że mężczyzna lub kobieta przez całą swoją przypowieść egzystencjalną dają świadectwo wielkiej wierności Ewangelii. Pogłębiając właśnie tę ideę wiernego świadectwa aż po upodobnienie się do Chrystusa, jedynego Świadka w pełni wiernego, doszliśmy do definicji „martyres-świadków” jako tych, którzy przez całą swoją egzystencję przynieśli życie braciom. Tym, co sprawia, że człowiek staje się martys, prawdziwym świadkiem Chrystusa, jest jego upodobnienie się do Pana: tylko ten, kto żyje na wzór Pana Jezusa, ofiarując swoje życie dzień po dniu, aby inni żyli, świadczy w jakiejś mierze o mocy zmartwychwstania już teraz działającej na tym świecie i daje wiarygodną odpowiedź na nurtujące człowieka wszystkich czasów pragnienie sensu.
Choć w naszej „Księdze świadków” przeważają męczennicy w sensie ścisłym, to jednak – ponieważ jest ona martyrologium ekumenicznym – nie mogła nie wspomnieć świętych wszystkich Kościołów, którzy w inny, lecz nie mniej głęboki sposób, byli świadkami jedynego orędzia ewangelicznego, widzialnymi owocami wolnego i potężnego działania Ducha Bożego.
Sprawiedliwi i męczennicy Izraela
Pisma żydowskie wielokrotnie podają za wzór sprawiedliwych Izraela, to znaczy tych, którzy przez całe swoje życie są posłuszni przykazaniom zawartym w Torze. Postępować w Prawie Pana znaczy – według psalmisty – być zasadzonym na żyznej ziemi w pobliżu obfitych wód. Sprawiedliwy w stosownym czasie przyniesie owoc dla siebie i dla innych (por. Ps 1).
Kościoły chrześcijańskie szybko dostrzegły potrzebę wspominania – obok męczenników i wyznawców chrześcijańskich, obok biskupów i mnichów – również sprawiedliwych Starego Testamentu. Wiele z nich w dalszym ciągu włącza do swoich kalendarzy przynajmniej wielkich proroków starotestamentowych.
Pierwsze Przymierze jednak nie zostało zniesione (por. Rz 9,6 nn.): Izrael trwa w historii, co obecnie wielu chrześcijan zdążyło wreszcie uznać po wielu wiekach, w których przeważała teologia „zastąpienia” Izraela Kościołem. Stwierdziliśmy zatem, że niemożliwe jest mówić w sposób wystarczająco kompletny i zrozumiały o ekonomii zbawczej Boga, jaka wypełniła się w Jezusie Chrystusie, nie włączając do naszej „Księgi świadków” niektórych synów Izraela, którzy w pełni ukształtowali swoje życie zgodnie z Torą również po przyjściu Tego, którego chrześcijanie uznali za Mesjasza Izraela i Światłość narodów.
Obok wielkich postaci Starego Testamentu można zatem także wspominać tych synów Izraela, którzy w ciągu wieków „uświęcili Imię” JHWH, przelewając krew lub poświęcając całe swe życie dla zachowania wierności Przymierzu. Świadomi jednak tego, jakiej delikatności wymaga ten rodzaju zabieg – zwłaszcza kiedy jest on dokonywany przez chrześcijan – po prostu pozwoliliśmy przemówić samym Żydom, inspirując się ich kalendarzami i martyrologiami, a także pytając o zdanie różnych przyjaciół ze wspólnot żydowskich, z którymi od lat żyjemy w relacji wzajemnego szacunku i poważania. Ponadto struktura menologu na te dni, w których wspomina się świadka żydowskiego, pozbawiona jest modlitw: milczenie jest konieczną przestrzenią dla przezwyciężenia pokusy, jaką mają niekiedy chrześcijanie, by dołączyć także to, co do nich nie należy, w imię błędnie rozumianej „katolickości” swej wiary.
Sprawiedliwi wśród narodów
Po dziś dzień Żydzi darzą wielkim szacunkiem i otaczają pamięcią wszystkich, którzy podjęli się zdecydowanych działań, aby ocalić przetrwanie Izraela w historii. Miszna dochodzi do stwierdzenia, że kto ocala życie jednej osoby w Izraelu, jakby cały świat ocalił. Po zakończeniu Szoah ukute zostało wyrażenie w języku hebrajskim: chaside ummot ha-‘olam, tzn. „sprawiedliwi wśród narodów świata”. Określa ono tych spośród „pogan”, którzy narażali własne życie, aby ocalić przynajmniej jednego Żyda przed nazistowskimi prześladowcami. Niektórzy z nich są wspominani przez poświęcone im drzewo w „alei sprawiedliwych” na wzgórzu jerozolimskiego miejsca pamięci.
Wspominanie sprawiedliwych wśród narodów świata ma swe korzenie w teologii Pierwszego Testamentu oraz w judaizmie rabinicznym. Tora mówi o przymierzu zawartym przez Boga z Noem, a poprzez niego z całą ludzkością. Istnieje zatem – według judaizmu – możliwość „chodzenia z Bogiem” również dla nie-Żyda, dla kogoś, kto zachowuje tak zwane „przykazania noachickie”, którymi są wskazania dane przez Boga Noemu po zakończeniu potopu. Ale to jeszcze nie wszystko. Według Talmudu, miłosierni są – właśnie na mocy swego miłosierdzia – uczestnikami przymierza Abrahamowego. Ponadto literatura rabiniczna radykalnie wypiera się tych karykatur judaizmu, które chciałyby widzieć w nim religię partykularystyczną, zachowującą wyłącznie dla samego Izraela perspektywę pokoju, życia i zbawienia. Talmud ujmuje to zwięźle: Sprawiedliwi ze wszystkich narodów mają udział w przyszłym świecie.
We wszystkich Kościołach panuje już znaczna gotowość uznania, że każdy człowiek może spotkać się z tajemnicą paschalną Chrystusa i być przez nią zbawionym. Dzięki Bogu jest dziś wielu chrześcijan, którzy nie roszczą sobie prawa do decydowania, kto będzie miał udział w uczcie Królestwa. Nie mamy zamiaru w ten sposób uczynić ze „sprawiedliwych wśród narodów” chrześcijan (lub Żydów) ante litteram ani też nie chcemy powiedzieć, iż każda religia jest drogą prowadzącą do tego samego Boga żydów i chrześcijan. Droga dialogu międzyreligijnego jest jeszcze długa i nie zamierzamy ryzykować odpowiedzi – których nie posiadamy – na bardzo aktualne i ważne problemy. Pozostaje jednak prawdą, że wierzący w Boga Izraela i Kościoła mogą spotkać się z pewną prawdą u ludzi innych kultur, biorąc za punkt wyjścia właśnie walkę z idolatrią.
Wspominanie takich postaci, jak Budda, Konfucjusz, Gandhi, Rűmî jest zatem okazją do przypomnienia, że w Jerozolimie niebieskiej, w centrum której znajdzie się Baranek, będzie możliwe usunięcie zasłony, poprzez którą dzisiaj dane jest nam widzieć, iż Bóg zamieszka wraz z nimi i będą oni Jego ludem (Ap 21,3) – jak przypomina Widzący z Apokalipsy. W naszym odczuciu powyższy fragment Nowego Testamentu, bardzo szczęśliwie wybrany jako temat Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan w 1999 roku, wskazuje na to, że światło Baranka pochłonie i przemieni wszystkie różnice rasy, języka i kultury: różnice, które byłoby czymś daremnym, a nawet nieludzkim, usuwać w i z historii.
Być może w eschatonie będzie nam dane zobaczyć to, co intuicyjnie zrozumiał współczesny męczennik chrześcijański, frere Christian de Cherge, przeor klasztoru trapistów w górach Atlasu, uprowadzony i zabity wraz z sześcioma swoimi braćmi przez integralistów islamskich. Moglibyśmy w następujący sposób sparafrazować fragment jego wspaniałego testamentu duchowego:
Przez naszą śmierć, jeśli spodoba się Bogu, będzie możliwe zanurzenie naszego spojrzenia we wzroku Ojca, aby razem z Nim patrzeć na Jego synów z innych narodów, kultur, religii, tak jak On ich widzi, jako całkowicie oświeconych chwałą Chrystusa, owoce Jego męki, obdarzonych darem Ducha, którego ukrytą radością zawsze będzie budowanie komunii i przywracanie podobieństwa, grając na różnicach.
Żydzi, którzy zginęli z rąk chrześcijan
Pamięć o męczennikach Izraela nie mogła nie doprowadzić nas do pewnego istotnego aspektu naszego martyrologium. Wspominanie męczenników jest bowiem jednym z zasadniczych elementów budowania Kościołów. Trzeba jednak również w naszej pamięci zachować wszystkie akty sprzeczne z Ewangelią, jakich dopuścili się sami chrześcijanie, niekiedy w sposób bardzo bolesny, w trakcie historycznej wędrówki Kościoła.
Nie jest wcale czymś przypadkowym, że zanim Jan Paweł II zaprosił do obchodzenia wspomnienia wspólnych męczenników wszystkich Kościołów1, postanowił włączyć do „Tertio millennio adveniente” dwa obszerne paragrafy, które zachęcały chrześcijan do przeprowadzenia głębokiego rachunku sumienia oraz zaniesienia do Pana prośby o przebaczenie własnych niewierności popełnionych w ciągu wieków. Obecny Biskup Rzymu wytrwale i wielokrotnie próbował jako pierwszy dać temu przykład. Pokazała to Liturgia Przebaczenia sprawowana w Bazylice św. Piotra 12 marca 2000 roku, na początku Wielkiego Postu. Nie przypadkiem wyprzedziła on chronologicznie o dwa miesiące wspomnienie świadków wszystkich Kościołów, celebrowane ekumenicznie przy Koloseum 7 maja, w samym sercu okresu wielkanocnego.
Z tego właśnie powodu postanowiliśmy włączyć do naszej księgi wspomnienie Żydów, którzy zginęli z rąk lub przy współudziale chrześcijan, na każdej szerokości geograficznej i w każdym czasie, dlatego że uważali w sumieniu za swój obowiązek zachowanie wierności Bogu, który objawił im się za pośrednictwem Tory. Ich wspomnienie wydaje nam się rzetelnym i być może jedynym sposobem dokonania tego rachunku sumienia, bez którego nie można przeżyć prawdziwego nawrócenia i odnowić naszej wierności Ewangelii.
Chrześcijanie, którzy zginęli z rąk chrześcijan
Z definicji, jaką daliśmy martysowi, świadkowi chrześcijańskiemu, wynika jasno, że męczennik nie może nigdy być użyty „przeciwko” komukolwiek. Będzie on raczej uczył modlić się za nieprzyjaciół, jak Szczepan - pierwszy męczennik, aby okryć ich płaszczem nieskończonego miłosierdzia pochodzącego od Pana. Biada nam, gdyby celebracja męczenników – również tych „ekumenicznych” – stała się okazją do nowej nienawiści i nowych podziałów, jak to przypomniał Paweł VI, kiedy z wielką starannością wyjaśniał znaczenie beatyfikacji w 1970 roku 40 męczenników katolickich w Anglii i Walii.
Niemniej jednak najlepszym sposobem zapobieżenia podobnemu niebezpieczeństwu nie jest puszczenie tego wszystkiego w niepamięć. Łatwo byłoby udawać niewiedzę na temat tego, że w historii tysiące chrześcijan zginęło z rąk chrześcijan innych Kościołów, którzy nie byli w stanie tolerować ich inności. Dlatego postanowiliśmy włączyć do naszego martyrologium wspomnienie tych, których Eberhard Bethge, niedawno zmarły przyjaciel i biograf Dietricha Bonhoeffera, nazywał „męczennikami wyznaniowymi”: chrześcijan zabitych przez innych chrześcijan w imię pewnej prawdy, która oczywiście nie mogła być prawdą objawioną przez Chrystusa Jezusa.
Musimy mieć odwagę wspomnieć protestantów wymordowanych w „noc św. Bartłomieja” rękami chrześcijan katolików, podobnie jak powinniśmy pamiętać o prawosławnych Serbach, którzy zostali zamęczeni przez chorwackich ustaszów, ponieważ nie chcieli nawrócić się na katolicyzm, albo o katolikach obrządku wschodniego prześladowanych, torturowanych i zabitych, gdyż nie zgadzali się nawrócić na prawosławie, jedyne wyznanie tolerowane przez reżimy totalitarne w Europie wschodniej; a także o wszystkich katolikach, będących ofiarami represji w państwach, w których oficjalną religią był protestantyzm, bądź też tak zwanych „starowierców”, tysiącami skazywanych na śmierć w prawosławnej Rosji. Ponadto jeszcze wszystkich nestorian i monofizytów, prześladowanych przez „Wielki Kościół”. Niestety, przykłady takie można by mnożyć.
Kościół nie może oczywiście również zapomnieć o wszystkich heretykach, prawdziwych lub domniemanych, których różne inkwizycje w każdym czasie prześladowały lub przekazały „ramieniu świeckiemu”. Wspominanie ofiar trybunałów kościelnych nie oznacza wynoszenia jako wzorów życia chrześcijańskiego tych, którzy odeszli od wiary apostolskiej, lecz jest ważnym działaniem, aby radykalnie postawić sobie pytanie o ideę prawdy, która mogła doprowadzić chrześcijan do stosowania aż takich form przymusu wobec sumień, tudzież przemocy fizycznej i moralnej.
Spośród wielu – zdecydowanie zbyt wielu – skazanych na różne formy kary śmierci z polecenia Kościoła postanowiliśmy wspomnieć postacie zrehabilitowane później przez te same wspólnoty kościelne, które dokonały błędnego rozeznania ich czynów. Jest to niewielki przyczynek do pamięci o tych mężczyznach i kobietach, którzy postępując śladami Chrystusa, żyli Jego przykazaniami i doznali niesprawiedliwego upokorzenia sprawiedliwych.
„To czyńcie na Moją pamiątkę”
Żydzi zabici przy współudziale chrześcijan, męczennicy wyznaniowi, domniemani heretycy skazani na śmierć przez pomyłkę – choć stanowią trzy różne kategorie osób, powinni być wspominani z dwóch możliwych racji.
Przede wszystkim dlatego, że wielu z nich umarło z powodu wyznawanej wiary, przebaczając swoim przeciwnikom, pozostawiając w ten sposób świadectwo i nasienie pojednania między ludźmi. W ich szeregach są prawdziwe przykłady życia w ogromnej mierze zgodnego z wolą Boga.
Jest jednak jeszcze drugi powód, teologicznie bardziej znaczący, aby o nich pamiętać. Obchodząc ich wspomnienie, pamiętać będziemy o aktach przeciwnych Ewangelii popełnionych przez chrześcijan wszystkich wyznań. Pamięć o męczennikach była bowiem już od starożytności połączona z celebracją Eucharystii, misterium paschalnego Pana. Sami reformatorzy uważali za konieczne powiązanie pamiątki jedynej ofiary odkupieńczej z przekazywaniem w ciągu historii owych mocy Zmartwychwstałego, które pozwalają innym, wzorem Chrystusa, oddać życie w wolności i z miłości. Jezus faktycznie polecił sprawować Eucharystię „na swoją pamiątkę”. Co oznaczają te słowa?
W Eucharystii obecne jest nasze „przeznaczenie”, nasze powołanie: mamy stać się uczestnikami paschalnego przejścia Chrystusa. Obecne są w niej jednak także nasze zabójcze zamysły. Czynić pamiątkę Chrystusa znaczy nie tylko utożsamiać się z Ofiarą, która oddaje się w wolności i z miłości, ale także identyfikować się z prześladowcami tej Ofiary. Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za skazanie Jezusa na śmierć. Tylko wspominając Słowo Krzyża w jego pełni będziemy mogli stać się – zgodnie z drogą wskazaną nam przez św. Pawła – „sługami pojednania”. Przyjęcie solidarności z grzechami naszych ojców (zgrzeszyliśmy, wraz z naszymi przodkami – Ps 106,6) jest wąską ścieżką, która doprowadzi nas do poproszenia Boga o odpuszczenie win, aby odkryć na końcu komunię grzeszników, którzy doznali przebaczenia.
Prześladując Izraela, prześladowaliśmy Chrystusa. Pamięć ran zadanych przez chrześcijan Żydom w ciągu historii może nam pomóc zrozumieć, że w tych cierpieniach sam Chrystus, cierpiący Sługa JHWH, doznaje męki w solidarności ze swym ludem.
Rozumiemy teraz lepiej, dlaczego zapomnienie jest faktycznie największym złem. Nie możemy nie pamiętać, choć pamięć ta jest trudna i bolesna. Niemniej jednak jest ona warunkiem koniecznym, aby mieć udział w oczyszczeniu, jakie Chrystus przyniósł wszystkim ludziom, umierając na krzyżu, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.
Wybór dokonany razem ze zwierzchnikami wszystkich Kościołów
Ostatnia uwaga dotyczy procedury wyboru imion, jakie chcieliśmy włączyć do naszych codziennych wspomnień.
Właśnie dlatego, że jesteśmy przekonani – jak powiedzieliśmy – iż w samej swojej fundamentalnej strukturze prawda chrześcijańska nie może obracać się przeciwko drugiemu, a nawet obyć się bez drugiego, postanowiliśmy zapytać bezpośrednio oficjalnych zwierzchników wszystkich Kościołów chrześcijańskich, jakie postacie z ich tradycji powinniśmy włączyć do naszego martyrologium, zastrzegając sobie prawo do dokonania dalszych selekcji, aby zachować konieczną równowagę. Otrzymana przez nas odpowiedź była naprawdę pozytywna i zaskakująca. Bardzo wiele Kościołów dokonało „śmiałego” kroku, przyłączając się do naszej inicjatywy za pośrednictwem swoich wykwalifikowanych przedstawicieli. Uważamy to za ważny i obiecujący znak zwiastujący inną przyszłość na drodze do pełnej komunii między Kościołami.
Nasze serce pełne wdzięczności zwraca się właśnie do braci i sióstr, którzy pomogli nam przygotować „Księgę świadków”. Oprócz wielu innych osób szczególnymi adresatami naszych podziękowań są: Anna Marie Aagaard (Duński Kościół Luterański, była przewodnicząca Ekumenicznej Rady Kościołów), kanonik Donald Allchin (Kościół Anglikański), Jego Świątobliwość Aram I (katolikos Kościoła Armeńskiego Cylicji), pastor Andre Birmele (Światowa Federacja Luterańska), kanonik Peter G. C. Brett (Dziekan Canterbury), wielebny Colin Davey (Council of Churches for Britain and Ireland), ojciec Ioan Ica jr. (Patriarchat Rumunii), Rosangela Jarjour (Kościoły Ewangelickie Bliskiego Wschodu), biskup Jonas Jonson (Szwedzki Kościół Luterański), ojciec Ramon Julia (Papieska Kongregacja do spraw Kultu Bożego), ojciec John Matusiak (Kościół Prawosławny Ameryki), wielebny Clayton L. Morris (Kościół Episkopalny Ameryki), pastor Karl Pinggera (Kościół Ewangelicki Niemiec), pastor Lukas Vischer (były Sekretarz generalny Ekumenicznej Rady Kościołów), biskup Joachim Vobbe, wielebna Angela Berlis i wielebny Petr Živný (Kościół starokatolicki), nieodżałowany biskup Youhanna Semaan Issayi (Biskup chaldejski Teheranu).
Ponadto nasze szczególne podziękowanie kierujemy do ojca Wadida (z klasztoru koptyjskiego św. Makarego), ojca Emmanuela Fritscha (misjonarza w Etiopii), doktora Nodara Ladarii (Uniwersytet w Tbilisi), ojca Manela Nina OSB (rektora Papieskiego Kolegium Greckiego), profesor Sophii Senyk (Papieski Instytut Wschodni), ojca Ugo Zanettiego SJ (Bollandysty) i profesora Boghosa Levona Zekiyana (Uniwersytet Wenecki i Papieski Instytut Wschodni) – bez nich nie bylibyśmy w stanie wniknąć w fascynujący, ale także bardzo trudny do zrozumienia świat Kościołów wschodnich.
Pragniemy też wyrazić wdzięczność monsignorowi Eleuterio Fortino z Papieskiej Rady do spraw Szerzenia Jedności Chrześcijan, pastor Dagmarze Heller z „Wiary i Ustroju”, ojcu Michelowi Van Parysowi z Kongregacji do spraw Kościołów Wschodnich – bez ich przyjacielskiej i ciągłej zachęty nie doszlibyśmy do końca naszej pracy.
Szczere i serdeczne słowo podziękowania kierujemy następnie do wszystkich braci i sióstr z Bose, pracujących na redakcją biografii, które znalazły się w końcowym tekście „Księgi świadków”. W szczególności dziękujemy Raffaeli D’Este, która dostarczyła między innymi cennych wskazówek dotyczących kalendarzy żydowskich i chrześcijańskich, a także Valerio Lanzariniemu, który cierpliwie przeczytał tekst od początku do końca, sugerując istotne dodatki i poprawki.
Na ostatnim miejscu – ale tylko po to, aby bardziej podkreślić poważanie, jakim wszystkie Kościoły go darzą – wydaje nam się słuszne podziękować za świadectwo dawane całym swoim życiem poświęconym ekumenizmowi, metropolicie Emilianosowi Timiadisowi, byłemu przedstawicielowi Patriarchy ekumenicznego Konstantynopola przy Ekumenicznej Radzie Kościołów. Jego obecność w Bose w tych latach pomogła nam głębiej wniknąć w bogactwa prawosławia i jeszcze szerzej spojrzeć na Kościoły oraz drogę do jedności. Jednak w pierwszej kolejności jego nieskazitelne świadectwo chrześcijańskie napełniło naszą wspólnotę nieoczekiwanymi i niezasłużonymi darami duchowymi.
ENZO BIANCHI
przeor Bose
Nota redakcyjna
Przy tworzeniu struktury naszej pracy chcieliśmy zaczerpnąć ze zwyczajów różnych tradycji kościelnych. Owocem tego jest tekst, z którego – mamy nadzieję – łatwo będzie korzystać zarówno podczas prywatnej lektury, jak i w bardziej liturgicznym zastosowaniu w tych kościołach i wspólnotach zakonnych, które przewidują możliwość publicznego wspominania świadków wiary.
Niemal każdego dnia przedstawiony jest krótki opis życia wspominanego świadka lub świadków oraz ich przesłania duchowego. Pogrubioną czcionką zaznaczono imię świadka; normalną – epokę, w której żył oraz tytuł, jakim wydaje nam się słuszne go wspominać. Zazwyczaj są to tytuły tradycyjne, przejęte i ujednolicone zgodnie z kryteriami Oficjum Ekumenicznego Bose, uwzględniające najważniejsze aspekty świadectwa ewangelicznego każdej postaci. W tworzeniu biografii wykorzystaliśmy oczywiście cały dostępny materiał hagiograficzny, starając się czerpać z najbardziej bezpośrednich źródeł, zwłaszcza z samych pism wspominanego świadka.
Obok krótkich biografii, gdzie tylko było to możliwe, dołączyliśmy w punkcie „Przyczynki do lektury” kilka słów wypowiedzianych przez samego świadka lub przez innych o nim. Dla większej płynności lektury i dla ujednolicenia formy wprowadziliśmy niekiedy pewne drobne zmiany w brzmieniu tekstu, zawsze jednak przytaczając na końcu książki źródła, z których dany cytat zaczerpnęliśmy. Zazwyczaj wspomniane wyżej modyfikacje zostały dokonane w oparciu o teksty w języku oryginalnym, a pełną odpowiedzialność za nie przyjmuje na siebie końcowy redaktor „Księgi świadków”.