Okładka

Hufiec Świętych

Jerzy Grundkowski Wydawnictwo: Bibliotekarium Dział: Święci Stron: 234 Oprawa: miękka ISBN: 9788396089397 INDEKS: BIR0001B58566
32,00 zł
Darmowa dostawa od 150 zł Paczkomaty 10 zł Poczta Polska 15 zł Za pobraniem 15 zł

Opis

Po soborze w Clermont papież Urban II zaplanował wymarsz krucjaty szlacheckiej, złożonej z rycerzy, na 15 sierpnia 1096 r., w święto Wniebowzięcia Maryi. Jednak rok wcześniej ogromna liczba zwykłych ludzi i rycerzy niższego stanu zorganizowała się, by samodzielnie wyzwolić Ziemię Świętą spod panowania muzułmanów. Około 40 tys. pielgrzymów z zachodniej Europy – tłum ludzi niepiśmiennych, przestępców i mętów społecznych – o których mówiło się, że każde większe miasto mylą z Jerozolimą, rozpoczęło swą wojenną przygodę, bez jakiegokolwiek wojskowego przygotowania. Wpływ na tę decyzję miała, jak można przypuszczać, idea milenijna, zakładająca bliski koniec świata i papieska obietnica zbawienia za wojenne dokonania. Od początku 1095 r. wiele zjawisk naturalnych interpretowano jako znaki boże, sprzyjające wyprawie: deszcz meteorów, zorzę polarną, zaćmienie Księżyca, przelot komety.

Lambert – główny bohater powieści Jerzego Grundkowskiego – sam nazywający siebie „zwykłym wieśniakiem”, decyduje się wziąć udział w tej zbrojnej przygodzie, by oczyścić duszę. „Chrystus wzywa nas, abyśmy wyzwolili miejsca Jego męki i przywrócili je społeczności wiernych” – przekonuje go charyzmatyczny przywódca krucjaty ludowej, fizycznie przypominający osła, Piotr Pustelnik. Czyż można się zatem wahać? Tym bardziej, że w najbardziej niebezpiecznych momentach pielgrzymki jej uczestnicy wydają się otrzymywać pomoc… z samego nieba.

Chyba że to tylko gra wyobraźni?

Z mgły – lub z czegoś do złudzenia mgłę przypominającego – wyłoniły się białe sylwetki, na razie zamazane, lecz z każdą chwilą nabierające bardziej wyrazistych kształtów. Były to sylwetki opancerzonych ludzi i ich wierzchowców. Wyglądało to tak, jakby z nieba zstąpił zbrojny hufiec. Naraz aniołowie (o ile byli to aniołowie) zaczęli w pojedynczym szyku zjeżdżać ze wzniesienia. Na czele posuwało się trzech jeźdźców; przysiągłbym, że jednego rozpoznaję. Pamiętałem jego twarz z ikon podziwianych w kościele

Hagia Sophia w Konstantynopolu (…). Wypisz, wymaluj – święty Jerzy! Pogromca przerażającego smoka, wysłanego przez piekło na pohańbienie chrześcijan. Był to przeto hufiec świętych! Przyoblekli się w swe śmiertelne ciała, aby razem z nami bić wodza Saracenów.